Pliki cookies
W ramach naszych serwisów internetowych stosujemy cookies.
Używamy cookies żeby zrozumieć jak użytkownicy korzystają z witryny i dostosować ją tak,
aby korzystanie z niej było łatwiejsze i przyjemniejsze.
Stosujemy Cookies również w celach statystycznych oraz reklamowych.
Cookies mogą być również stosowane przez współpracujących z nami reklamodawców
oraz firmę Google która obsługuje wyświetlanie reklam w tym serwisie w ramach programów Adsense, Ad Manager i Admob.
W każdej chwili mogą Państwo zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies.
Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza,
że będą one zamieszczone na Państwa urządzeniu końcowym.
Szczegółowe informacje dotyczące stosowania cookies, w tym możliwości dokonania zmiany ustawień
w zakresie cookies znajdą Państwo w naszej
polityce prywatności
nie nie nie
pełna zgoda z przedmówcą. też wyszedłem.
nie nie nie
pełna zgoda z przedmówcą. też wyszedłem.
***
film cudowny i magiczny.
czyżby?
lekki? trzeba myśleć, bo to sprawa honoru - "a wy? kinomani?" ;)
brookland
jarmusch to klasa sama w sobie, nic więcej nie trzeba dodawać. chociaż więcej niż dwa razy nie mógłbym "nocy na ziemi" oglądać.
między myślami przecieka
poszedłem do kina ten film, bo nieopatrznie przypisałem kiedyś von trierowi nieomylność. jednak tym razem się pomyliłem i zostało rozczarowanie. nudziłem się niewąsko i tylko noga mi trochę podskakiwała, kiedy słyszałem kawałki the zombies. za to duży plus.
szkoła absurdu
dokładnie tak - mistrzostwo.
warto
bardzo dobry film. szczególnie fragment z całym "hallelujah" jeffa buckleya.
nie za bardzo
Straszny chłam, nie polecam nikomu. Jak dla mnie, Hollywood w najbardziej sztampowym wydaniu (włącznie z zachodami słońca itp.). Albo nie, nada się w sam raz na spędzenie romantycznego wieczoru w kinie, kiedy to nie trzeba za bardzo patrzeć w ekran i śledzić akcji ;).
.
Czekam z niecierpliwością. Bez żadnych specjalnych życzeń, może poza ochotą na atmosferę Nói Albinói. Ale niekoniecznie.
przerost treści nad formą?
Być może jest w tym filmie coś z "obrazu prawdziwej miłości", ale sceny erotyczne, pornograficzne wręcz, po pewnym czasie mocno nudzą. Drętwe dialogi i niemal całkowity brak akcji, ale za to wspaniała muzyka w formie koncertów (m.in. franz ferdinand, dandy warhols, elbow, black rebel motorcycle club, primal scream). Jakiś klimacik tu i ówdzie się jednak unosi.